Zdarzało mi się już dostawać pytanie od znajomych: 'Jak to jest z nieboszczykami?'. No a jak ma być? Nieboszczyk to nieboszczyk. Koniec. Przecież nie zaglądam facetowi/kobitce w kartę, ani w dowód (wyjątkowo, jeśli akurat mam opisać worek z rzeczami), nie ja powiadamiam rodzinę, że coś jest nie tak i nie będę nikomu tłumaczył co się stało na sali reanimacyjnej. Nawet jeśli zajrzę w tej wyjątkowej chwili, nie mam w zwyczaju zapamiętywać imienia czy nazwiska i używam jedynie pamięci krótkotrwałej, na zawsze wymazując także z pamięci wszelkie inne informacje o samym pacjencie, a pozostawiając tam jedynie te o przebiegu samej akcji reanimacyjnej.
W międzyczasie pojawia się pytanie: skąd ktoś, kto wcześniej przedstawiał się jako ktoś ze znikomą stycznością z medycyną przy akcji reanimacyjnej? Zagadka.
Podchodzę do tego zawodowo i profesjonalnie - bez emocji. Nieważne, kto leży na wózku/łóżku/stole, trzeba robić swoje i mieć nadzieję, że w tej sytuacji statystyki się mylą i serce ruszy. Nic więcej. Jak się nie uda, lekarz podejmuje decyzję o odstąpieniu od dalszej reanimacji i idziesz spać, bo przecież jest druga w nocy. Jak trzeba kogoś spakować do czarnego worka, to trzeba i koniec. To jest moje podejście. Trzeba - robisz. Nie trzeba - cieszysz się.
Ludzie różnie sobie z tym radzą. Każdy sposób jest dobry, niezależnie od tego czy wolisz opowiedzieć dowcip na rozluźnienie atmosfery, czy wyjść na świeże powietrze i puścić dymka, tudzież zadumać się nad przemijaniem (albo czymś równie dziwnym). Mam tylko obiekcje co do zatruwania się wszelką chemią. Nie możesz chodzić nafukany, nachlany, nawalony czymś, bo ktoś na dyżurze umarł.
Po pierwsze to nielegalne. Nie możesz pojawić się w takim stanie w szpitalu/pogotowiu, a co dopiero zażywać coś podczas dyżuru.
Po drugie jeśli chcesz w ten sposób tłumić emocje, to już potrzebny ci psycholog, jeśli nie psychiatra.
Po trzecie najwyraźniej zapominasz, że to szkodzi zdrowiu i właściwej ocenie sytuacji.
Pamiętaj, że (o ile nie masz pecha) ten ktoś, kto umarł to człowiek obcy i nie powinien cię interesować. Ani on, ani jego rodzina. Ludzie mają tendencję do współczucia. Nic dziwnego - szukamy jej w końcu kiedy nam się nie powodzi. I robią ten błąd, że wyobrażają sobie, jak ciężko musi być teraz znajomym tego człowieka.
Są też tacy, którzy stoją już z workiem nad człowiekiem jeszcze przytomnym i pytają 'czy już?', zanim ten jeszcze wyzionie ducha, albo marudzą, że nikogo nie wieźli do 'pro morte' i 'lodówki' nie widzieli. To nietypowe. Nie każdy musi być tak normalny jak ja ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz