poniedziałek, 27 maja 2013

Śniadanko

Nie byłem nigdy na oddziale psychiatrycznym. Co prawda składałem papiery do pracy w domu wariatów (nota bene mój współlokator tak pieszczotliwie nazywa nasze mieszkanie razem), ale jakoś się nie udało i widziałem jedynie z daleka jakiegoś Chucka Norrisa w oknie, bacznie obserwującego okolicę z kamienną miną. Brakowało tylko dzwonów kościelnych przy każdym jego mrugnięciu.

Z cyklu historie zasłyszane.

M. opowiada o pewnym dziadku na jej oddziale. Na nodze 'dziadzio' miał malutką rankę, ale rozdrapał ją do sporych rozmiarów (około siedmiu centymetrów). Poza tym ma też ranę na czole, bo ledwie chodzi i, nieszczęśliwie upadając, uderzył się. Dziś z samego rana M. i jej koleżanka wchodzą do sali, a dziadek wydłubał całego strupa z nogi. Sporej wielkości kawał, w ogóle wyrwany ze środka.

Siedzi i ssie go, wołając:

- Proszę mi zmienić opatrunek na czole!

Musiał mu strasznie smakować ten strup, bo nie chciał go za nic oddać. Może warto byłoby go pokroić i poczęstować pozostałych pacjentów? ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy