Krótka historia opowiedziana przez koleżankę:
Pewnego razu na SOR przyszła dziewczyna ze straszliwą, śmiertelną chorobą. Personel stwierdził, że nie widzieli podobnej masakry od czasu eksplozji, która wydarzyła się w tamtym mieście jakiś czas temu. Dyżur tego dnia był wyjątkowo spokojny i nic nie zapowiadało, że skończy się w tak tragiczny sposób.
Młoda pielęgniarka przechadzała się akurat po korytarzu, kiedy jej oczom ukazał się makabryczny widok pacjentki w opłakanym stanie, umierającej w samotności na korytarzu szpitala. Co najgorsze, na oddziale nie było w tej chwili zadnego chirurga, a wszyscy pozostali lekarze zajęci byli piciem herbatki z personelem administracyjnym i flirtem z pielęgniarkami. Nikt nie chciał pomóc biednej istocie, kiedy wydawała z siebie ostatnie tchnienia.
A przecież jeszcze przed chwilą po całym korytarzu, niczym potępieńcze krzyki, rozbrzmiewał jej głos, wołający o pomoc. "Lekarza! Pielęgniarki! Salową! Kogokolwiek, błagam, litości, pomóżcie!". Czemuż to nikt nie zainteresował się tak ciężko chorą osobą? Dlaczego lekarza nie było na miejscu? Czemu nie ściągnięto chirurga - jeśli nie z jego żony, to choćby tylko z łóżka? Czy ta śmierć musiała w ogóle mieć miejsce?
Ano, niestety, musiała.
Prawda jest taka, że NFZ przeznacza bardzo mało pieniędzy na personel dodatkowy i choćby zwykły ratownik medyczny, czy salowy rozwiązałby sprawę. Gdyby oczywiście nie ograniczała ich ustawa o ZOZ i gdyby nie sprzęt, a takiego akurat na oddziale, jak i w całym szpitalu, niestety, nie było...
Ten złamany tips. Ten jeden, złamany sztuczny paznokieć sprawił, że panna X umarła w oczach swoich wszystkich przyjaciółek. A wszystko wina systemu, który daje za mało pieniędzy i nie kupuje odpowiedniego sprzętu na SOR i nie przeznacza więcej na jakieś, jedno choćby, dodatkowe miejsce pracy dla kogoś, któ mógłby ten paznokieć jeszcze uratować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz