poniedziałek, 28 października 2013

V.I.P.



SOR, na salę wjechał bej z raną głowy.

Pacjentowi trzeba było zmierzyć parametry. Pacjent typu "pancernik", więc wiązało się to ze zdjęciem dużej ilości garderoby z delikwenta. Człowiek ze mnie uczynny, więc chciałem mu pomóc, żeby szybciej było. Wtem klient się ożywił, zaczął machać kończynami i rzucił w moją stronę:
- Wypierdalaj, sam se zdejmę! Kutasie jebany...
Spełniłem prośbę, poczekałem, zdjął kurtkę, koszulę, bluzę (na sobie zostawił jeszcze jedną bluzę i koszulkę), rzucił na podłogę, wyrażając kolejną prośbę:
- Tylko mi tego nie zajebać.
Uśmiechnąłem się pod nosem, wtem na salę wszedł ratownik:

- Jak pan sobie tę głowę tak rozbił?
- No jak, kurwa? Jebnąłem łbem i chuj.
Był to pacjent, którego jakiś czas temu szyto na oddziale, więc ratownik kontynuuje:
- I co, nie zrosła się panu ta rana?
- No nie.
- Czachę dalej widać?
- No widać.
- Ale co, nie przewiewa pana, czachy nie mrozi?
- Nie mrozi - krzyknął, uderzając się w okolice potylicy i zalewając krwią. - Zobacz! Nie mrozi bo twarda jest. Nic mi się nie dzieje. - Łyp na rękę całą w krwi. - No dopiero teraz krew poszła.
- Dobra, zajmijcie się panem, załóżcie mu wkłucia w ilości jakiej sobie tylko życzycie.
Nagle pacjent:
- Ile tych wkłuć będziecie mi robić?
- Panie, do operacji pana przygotowujemy to ze cztery pan musi mieć przynajmniej. Takie procedury.
Skończyło się na jednym i jednej przebitej żyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy