Siedzę u ortopedów, pełny błogostan, rozmawiam z kumplem i ratowniczkami, nawet zostałem poczęstowany herbatą, toteż osiągnąłem stan nirwany. Przychodzi lekarz i od progu, zaaferowany:
- Chłopaki, chodźcie, coś zobaczycie. Takie rzeczy nie zdarzają się często.
To idziemy! Obaj się z kolegą uczymy na ratowników, trzeba dziwadła oglądać. Nie spodziewałem się, że to będzie aż takie dziwadło. Widziałem i wąchałem (tak, tak, niestety nie dało się uniknąć) różne rzeczy, ale to przeszło samo siebie. Sefora i Coco Channel padają na pysk i są bezsilne.
Cywilizowany świat, wcale nie egzotyczny kraj, w dodatku państwo opiekuńcze, a jednak podobne widoki się zdarzają. Dla tych, którzy nie wiedzą, na co patrzą, jest to książkowy przykład ostatecznego rozpadu na skutek martwicy bakteryjnej. Prościej - zgorzel gazowa. Najprościej (lub raczej najbardziej zrozumiale) - gangrena. Książkowy przykład.
Oczywiście zaczęły się cyrki. Ja nie mogłem się powstrzymać, żeby nie cyknąć zdjęcia. Kto wie, czy w swoim życiu (a zamierzam żyć długo i szczęśliwie) zobaczę jeszcze coś podobnego, a chcę mieć o czym opowiadać w przyszłości. W dodatku zdobycze technologii pozwalają mi na udowodnienie historii, poprzez uwieczniony wyżej obraz. Kolega kręcił głową, zastanawiał się, jak to w ogóle możliwe doprowadzić się do takiego stanu, a sanitariusz chodził w lewo i w prawo, zwijał się jak w ukropie, bo chyba patrzeć już nie mógł, a kiedy już wychodził, rzucił do nas, żebyśmy opatrzyli nogę.
Postawiłem oczy w słup. Tym może zająć się tylko lekarz i tylko na zlecenie lekarza cokolwiek z tym można zrobić. Więc idę szukać doktora, ale zanim wyszedłem, szturcham kolegę w bok.
- Ej, G., zerknij no na podłogę.
- No tego się nie spodziewałem.
Zdaje się organizm zaczął się bronić przed czystością i nie wytrzymał próby - jeden z palców (a raczej paliczek) postanowił uciec w nieznane. Niestety dotarł jedynie do naszych stóp.
Ranę opracowano jako tako i zabandażowano, lejąc litry środków dezynfekcyjnych.
Później już, idąc sobie korytarzem zastanawiałem się, gdzie są moje fanfary, orkiestra dęta i konfetti lecące z nieba, bo pacjent bez większych bólów przechadzał się w tę i z powrotem.
Ludzie są zadziwiający i fascynujący.
Oj ratowniku, odrobinę pokory bo wiedzy to dużo nie masz. Gdzie u ciebie szacunek do pacjenta...?
OdpowiedzUsuń