Dwunastogodzinny dyżur, w dodatku nocny. Co prawda przed wyjściem do pracy zjadłem spory obiad, ale później poczułem, że ssie mnie coraz mocniej, a w nocy nie ma gdzie kupić papu. Na dodatek nie zrobiłem sobie niczego do jedzenia. Co robić? Brat jest niedaleko - na pewno nie śpi, bo smsujemy. Pytam, czy mógłby mi coś przywieźć do jedzenia. Na pytanie co odpowiadam, że kebab, ale w sumie to cokolwiek. I coś do popicia (chociaż akurat maszyny z piciem są).
Spóźnia się półtorej godziny, bo nie potrafi dojechać - w dodatku pretensje do mnie. Nie rozumiem.
Przyjeżdża w końcu po wielu bólach. Podchodzę i pytam co ma.
- Kotlety.
- Że co? Takie zimne? Z zamrażarki wyciągnąłeś?
- No a gdzie miałem podgrzać?
- W mikrofali!
- Ja jakoś jadłem i nic mi nie jest.
Kręcę głową i odchodzę mówiąc, że może sobie je zabrać do domu - nie zjem - wytrzymam, bo w dodatku chleba też nie było. Oczywiście bulwers na mnie, że to ja wkurwiam.
Po kilku minutach telefon.
- Mogę ci je podgrzać w samochodzie.
Podziękowałem po raz kolejny. Bałem się, że podgrzeje na silniku.
Picia także nie dostałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz