czwartek, 29 listopada 2012

Pięć sekund

Pięć sekund, a w zasadzie trzy sekundy - tyle wystarczy, żeby poprzez odcięcie dopływu tlenu do mózgu spowodować utratę przytomności.

Jak to jest, przecież możemy wstrzymywać oddech na dłużej? Owszem, ponieważ tlen dalej jest uwięziony w erytrocytach za sprawą hemoglobiny, lecz według ERC po siedmiu minutach we krwi nie ma już śladu tlenu. Natomiast, kiedy odciąć mózg od krwi (na przykład poprzez ucisk na tętnice szyjne), utrata świadomości następuje prawie natychmiast - wierzcie mi, wiem, co mówię. Ważne jest zatem, by nie uskuteczniać jedynie ucisków klatki piersiowej podczas udzielania pierwszej pomocy i nosić przy sobie maseczkę. [Koszt zakupu maseczki to około 3zł. Cena niewielka, a korzyści niewspółmiernie wysokie. - przyp. Szymon]

Ps. Znacie ten mit o pięciu sekundach i jedzeniu? Podobno, kiedy podnieść tyłek z klopa na pięć sekund po zrzuceniu klocka, nie trzeba wycierać tyłka :)

niedziela, 18 listopada 2012

Faja

Wczoraj w nocy trafiłem do szpitala jako pacjent. Zdarza mi się to niezmiernie rzadko, ale jak ktoś ledwie stoi na nogach, ślini się jak głupi, wymiotuje i wysikał się tyłkiem, to trzeba się zastanowić. Więc poszedłem.

Najpierw do jednego szpitala, ale tam mi powiedzieli, że mam iść do jakiegoś innego. Fajnie, sobie pomyślałem, ja tutaj umieram, a oni mi każą przejść kolejne kilometry (przeszedłem z półtora, myślałem, że powietrze dobrze mi zrobi). Wezwałem jednak taksówkę i pojechałem.

Na miejscu pytają mnie, co mi jest. Odpowiadam, nawet staram się wskazać, czym mogłem się zatruć. Zrobili mi EKG - 90 tętno (normalnie mam około 60, często poniżej), ale nic szczególnego tam nie widzę, nawet teraz. Pielęgniarka zakłada mi mankiet. Mierzy raz... Nie, coś nie pasuje. Mierzy drugi raz. Chyba za mało. Napompowała do 240, ale na szczęście miałem tylko 180/100.

Przychodzi chirurg, bada, ale nic mi nie było takiego, żeby mnie na zabieg zabrać, więc przyszła pani kardiolog. Przeprowadza wywiad ponownie, pyta o choroby i takie tam, ale ja zawsze zdrowy byłem. Raz tylko mnie pod kroplówkę podłączyli, jak sobie za mocno w kość dałem przed nocnym dyżurem.

Dostałem enalapril i coś na wymioty. Czekam, siedzę, kazali pół godziny. Przychodzi lekarz i mierzy ciśnienie drugi raz. 120/80. Cudownie ozdrowiony poszedłem do domu.

Co było prawdopodobną przyczyną takiego stanu?

Nikotyna. Wszelkie objawy, wraz z błyskawicznym obniżeniem ciśnienia po podaniu IACE na to wskazywały. Jak się zatrułem? E-papierosem. Niby jest to bezpieczniejsza forma papierosa, ale ten zwykły ma nad nim tę przewagę, że dużo wcześniej poczujemy, że mamy dość (głównie za sprawą zatrucia tlenkiem węgla), a ten... smakował fantastycznie. Jak guma do żucia Boomer. Nie mogłem przestać, a zważywszy na to, że wdychałem tylko parę wodną i nikotynę - łatwo było przedobrzyć.

Wszystko jest dla ludzi, tylko nie jest dla idiotów :)

Ps. Mocna herbatka nie pomogła.

Medycyna naturalna

Tip dla panów:

Nowość od koleżanki z grupy, która interesuje (a właściwie zajmuje) się medycyną naturalną. M. twierdzi, że PMS nie istnieje - ona go nie odczuwa i w to nie wierzy. Tak, dobrze przeczytaliście - zespół napięcia przedmiesiączkowego nie istnieje. To nie hormony buzują, powodując zmienność nastroju, to robaki.

Więc panowie, jeżeli wasza kobieta zaczyna marudzić bardziej niż zwykle i usprawiedliwia to PMS-em - nie próbujcie znosić jej humorów tylko wyślijcie na odrobaczanie. ; )

sobota, 17 listopada 2012

Zepsucie

To było podczas praktyk. Wchodzę na IT, a tam nowa pacjentka. Pytam, czemu trafiła, co jej było, jak teraz będzie leczona i staram się chociaż robić wrażenie inteligentnego.

Pacjentka w stanie krytycznym, całkowity bezmocz (docent, bezradny, zaordynował nawet eksperyment medyczny w celu wymuszenia diurezy), zatrzymanie akcji serca, śpiączka, gorączka, bolączka... Innymi słowy kobieta nie do odratowania, ale walczyć trzeba. Pytam zatem, co się stało.

- Chirurdzy ją zepsuli. Przyjechała z przełomem nadnerczowym, ci rzeźnicy położyli ją na stół, mieli wyciąć guza nadnerczy, ale jakoś tak wycięli, że została zatruta toksynami.

Zespół ostrego rozpadu guza, proszę państwa. ALTS.

sobota, 10 listopada 2012

Kosmita

Właśnie mi koleżanka opowiada, jak to jakaś tępa dzida od niej z grupy z kością wyczyniała cuda. S. stukała się kością ramienną w głowę, a R. (prowadzący) do niej, żeby przestała, bo trochę szacunku, to prawdziwa kość, jakiegoś człowieka, co ją oddał na te cele i tak dalej i daje przykład, że może to jej dziadek.

Ona, że jej dziadek żyje.

To pradziadek.

Ale on żyje.

To prapradziadek.

No, ale on też żyje!

R. sobie w głowie układa i pyta, jak to możliwe, a ona, że żyją w niebie. Oddając kość, rzuciła w zasadzie na stół, a R., że jej już nie da. No, ale jak to nie da? Ona tak nie umie pokazywać, jak nie trzyma kości w rękach.

Nie. Nie da i koniec. Trzymać ludzkie kości mogą obywatele Ziemi, a ona jest z jakiejś innej planety, na której zmarłych się kremuje, rozsypuje prochy dookoła, żeby dalej żyli w niebie.

I weź, tu mi powiedz, że wszyscy, którzy się dostaną na studia powinni być lekarzami... (Niektórzy "lekarze" w ogóle się na te studia nie powinni dostać. - przyp. Szymon)

środa, 7 listopada 2012

Pewniak

 Odnośnie adenozyny.

Wspomniany,  doktor M. skończył opowiadać o leku:
- Co prawda lek (adenozyna) nie jest w waszym wykazie, ale fajnie jest go znać. Działanie niepożądane na przykład. Wyobraźcie sobie ratownika, który dostaje zlecenie podania adenozyny. Podaje - pacjent zaczyna odczuwać działania niepożądane: ból w klatce, duszności, uczucie gorąca, metaliczny smak w ustach. Pacjent panikuje, bo wydaje mu się,  że za chwilę "zemrzeć" mu przyjdzie, ale ratownik też nie wie dlaczego pacjent tak reaguje - bo się nie douczył. Tym sposobem mamy umierającego - w wyniku paniki, na zawał - pacjenta i ratownika. No powiedzmy, że pacjenta, bo ratownik może nie umrze, ale na pewno się zesra.

Wiedzę już posiedliście, więc defekacji na oddziale bać się nie musicie. Możecie spać spokojnie.

Adenozyna (adenosine triphosphate)

Adenozyna - lek antyarytmiczny (preparat np. Adenocor 6 mg ) - działa bardzo krótko, przez kilka sekund. Głównie stosowany w leczeniu nadkomorowych zaburzeń rytmu - częstoskurczu nadkomorowym. Adenozyna podana wolno nie zadziała, dlatego podajemy ją w szybkim bolusie.

Działania niepożądane:
- uczucie strachu
- ból w klatce piersiowej
- duszności
- uczucie gorąca
- metaliczny smak w ustach

Algorytm podawania adenozyny wygląda następująco:
6mg i.v.-> brak reakcji -> 12mg i.v. -> brak reakcji -> 12mg i.v. -> brak reakcji -> wdrażamy inne leczenie (najpewniej i najczęściej kardiowersję - przyp. Max)

Oczywiście algorytm przerywamy w momencie wyprowadzenia pacjenta z nadkomorowych zaburzeń rytmu.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Promienie

Promień to rzecz straszna. I nie tylko ironicznie. Tego nie widać, nie czuć (choć zmieniają smak wody - o czym można się przekonać, pijąc wody lecznicze), a skutki są widoczne po dłuższym czasie. Czasem, kiedy już jest za późno.

Są złe także dlatego, że nie tak łatwo jest sterować maszynami, które te promienie generują. Trzeba uważać na pacjenta, nie usmażyć go, a i jeszcze ładne zdjęcie cyknąć.

Na rentgenogramie można wyróżnić pola białe i czarne. Czarne, kiedy dawka promieni nie została pochłonięta, a białe, kiedy promienie zatrzymały się na tkance. Dlatego kości, jako jaskrawy przykład, wychodzą tak dobrze widoczne - bo zatrzymują promienie. Co jeszcze je zatrzyma? Przedmiot metalowy, kontrast medyczny (zawierający zawiesinę metali), nagromadzenie gęstej tkanki, et cetera.

A na czym się nie zatrzymają?

Przyjechała do nas pacjentka po wypadku komunikacyjnym. Akurat jeszcze pracowałem w wypaśnym szpitalu ze sprzętem sprawiającym, że sam mógłbym robić zdjęcia rentgenowskie, nie posiadając większej wiedzy na ten temat. Jadę ja i jakiś student na zdjęcia, a pani w gabinecie:
- Zdejmijcie kołnierz. - Zerknąłem na nią, sprawdzając, czy aby nie uśmiecha się ironicznie, ale nie. - No zdejmijcie kołnierz.
- Jak to zdejmijcie? Pacjentka jest po wypadku samochodowym, a ja mam jej kołnierz zdjąć?
- Wyjdzie na zdjęciu.
- A że kręgosłup wyjdzie, to się pani nie martwi? Przecież to jest plastik. Nie wychodzi jakimś dziwnym trafem na tomografii, ma wyjść na rentgenie?
- A co ja powiem lekarzowi?
- Może pani zadzwonić do lekarza ode mnie i się zapytać, czy wolno zdejmować ten kołnierz.
- Nie pan tu robi zdjęcia.
- Nie pani tu jest ratownikiem. Pani chce zdjąć, ja nie pozwalam.
Zadzwoniłem do lekarza. J. powiedziała, że pacjentka jest w dobrym stanie, badała ją starannie, ale jak technik chce zdjąć kołnierz, to lepiej żeby mnie tam nie było. I nie było mnie podczas zdjęcia. Jak grzeczny chłopiec wyszedłem na korytarz, słysząc za plecami rozpinany rzep.

Innym razem do drugiego szpitala przyjechał pacjent po wypadku z uszkodzonymi oboma kolanami. Z jednego bardzo mocno leciała krew, widać było w zasadzie jamę stawową, ale zanim ortopeda się tego chwycił, od razu kazał wykonać zdjęcia obu. Więc pojechaliśmy z pacjentem tak, jak nam go ratownicy przywieźli, a zapakowany był bardzo ładnie, profesjonalnie, bo i dobry zespół go przywiózł. Co usłyszałem, po wjeździe?
- Zdejmijcie szynę.
- Przepraszam, że co? - zapytałem. Ratownik stał obok z wielkimi oczami.
- No zdejmijcie szynę, przecież to będzie na zdjęciu widać.
- Jak mamy mu szynę zdjąć? Przecież ma połamane nogi?
- No a jak będzie to zdjęcie wyglądać?
- Pani robi to zdjęcie, bo jak zdejmiemy tę szynę, to założy ją pani na nowo? - pyta ratownik.
- No a to ja tutaj jestem od zakładania szyn?
- No właśnie! - odpowiedzieliśmy chórem.
- Pani nie wchodzi w nasze kompetencje, my nie będziemy w pani, a o naszego ortopedę to się nie martwić. Mądry chłop, będzie swoje widział - wyjaśnia A.
- Nakrwawiliście mi tutaj, posprzątajcie.
Uśmiecham się porozumiewawczo do A.
- To nie nasz stół, proszę pani.
Więcej kłótni nie pamiętam.

Obserwatorzy